piątek, 21 lutego 2014

Epilog

                          Epilog

   Potrzebowałam czasu, żeby mu zaufać. Przez dwa lata byliśmy parą, a 25 maja 2015 roku oświadczył mi się. Zgodziłam się i już trzy miesiące później wzięliśmy ślub. Było cudownie. Była Ola z Piotrkiem, moje przyjaciółki, Karol z Olą, koledzy z Jego drużyny, moja rodzina, Jego rodzina. Potem polecieliśmy w podróż poślubną na Polinezję Francuską. Pół roku później urodził się nasz synek- Olivier. Na stałe zamieszkaliśmy  Bełchatowie. Dalej byłam rzecznikiem w tutejszej drużynie, On grał w klubie i reprezentacji i to jak... Dwa lata z rzędu został MVP Ligii Światowej. W skrócie mówiąc: życie jak z bajki. Lepiej nie mogłam trafić... Może tak miało być? Najpierw musiałam trafić na nieudane związki, żeby teraz było tak cudownie? Mam nadzieję, że moi nieżyjący rodzice patrzą na mnie z góry i są ze mnie dumni. W końcu znalazłam miłość swojego życia. Wyszłam na prostą, mam wspaniałych przyjaciół, pracę i dziecko. I najcudowniejszego męża na świecie. Tak, zdecydowanie wyśmienicie czułam się będąc żoną Wojtka... Co z Maćkiem? Widziałam go podczas ostatnich zawodów w Polsce, na które zabrałam Wojtka i Oliego. Był razem ze swoją córką. Wyglądał na szczęśliwego. Myślę, że już się z tym pogodził i zrozumiał, że nie byliśmy sobie pisani... Szczerze kibicowałam mu i jego szczęściu, żeby wszystko mu się poukładało tak, jak mi.


                                                           ***

   Moja córeczka - Amelia ma dwa latka. Mieszkam z nią i z Julką. Powoli się co do Julki przekonuje, chociaż nadal myślę o Zuzie. Tak, odpuściłem, przestałem walczyć. Któregoś dnia na zawodach widziałem ją ze swoim mężem i synkiem. Wyglądała, jak zwykle ślicznie, a przede wszystkim wyglądała na szczęśliwą... A tego przecież chciałem, jej szczęścia. Cieszyłem się, że znalazła kogoś, kim ja nie potrafiłem dla niej być. Zrozumiałem swój błąd. Czy żałowałem? Bardzo, ale widząc ją cieszyłem się jej szczęściem. Cholerny błąd, którego nie naprawiłem i już nigdy nie naprawię... Chwile spędzone z nią były najpiękniejszymi w moim życiu. Życie nauczyło mnie tego, jak mówi jedna z piosenek "W życiu piękne są tylko chwile". Cieszyć się życiem mimo przeciwności losu, bo nie zawsze jest tak, jakbyśmy sobie tego zapragnęli...

                                                                               The end.

_________________________________________
No i tak oto historia Zuzy i Maćka dobiegła końca . Ehh ciężko mi się rozstawać z tym blogiem, gdyż jest on moim pierwszym...No, ale cóż każda historia ma swój koniec...
A do do tego zakończenia, to tak jak pisałam wcześniej, miałam dużo wersji...W wybraniu"tej jedynej " pomogła mi moja przyjaciółka, Agnieszka, której chcę z tego miejsca bardzo podziękować.
Chcę podziękować tym, którzy wytrwali do końca z tym opowiadaniem. Dziękuje za każde wyświetlenie. Dziękuje za każdy komentarz, bo dzięki nim ma się ogromną motywację do dalszej pracy i dalszego działania. Na razie na "pisarską emeryturę"jeszcze nie odchodzę , jak to ujęła moja koleżanka, czytelniczka: Emii. Jestem teraz tutaj. Serdecznie zapraszam już jutro na pierwszy rozdział :)
Jeśli czytaliście to opowiadanie to proszę zostawcie po sobie ślad,w postaci komentarza. Byłoby mi bardzo miło :) Chociaż jedno, kilka zdań, jak oceniacie to opowiadanie, czy Wam się podobało, jakie są Wasze odczucia po przeczytaniu całej historii.
Jeszcze raz bardzo dziękuje.
Ostatni raz,
Pozdrawiam Karolina 

niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 20

                        Rozdział 20


   Miesiąc później na dobre zadomowiłam się w Bełchatowie. Pokochałam to miasto, tych ludzi, tą pracę. Z Wojtkiem nadal się przyjaźniłam, ale ten chciał czegoś więcej...Co prawda nic jeszcze takiego nie powiedział, ale po ego zachowaniu było ewidentnie widać, że coś jest na rzeczy. Bałam się kolejnego uczucia. Niedawno wyjechał na kilka dni do rodziny do Poznania, więc mogłam w końcu porozmawiać z Andrzejem, który już tak dawno prosił mnie o tą rozmowę. Po długich pogaduchach Andrzej poruszył temat, którego w życiu bym się nie spodziewała:
-Dobrze wiesz, że Wojtek jest moim kumplem, ale muszę Ci coś powiedzieć.
-Co?
-Jesteś z nim?
-Nie.
-No właśnie. On planuje coś więcej...
-Powoli zaczynałam się domyślać, ale Andrzej co ja mam z tym zrobić?
-Wiem, że to dla Ciebie trudne, ale jest jeszcze jedna sprawa, mianowicie: przeszłość powraca.
-O co Ci  chodzi?-pytałam totalnie zdezorientowana.
-Tydzień temu jak pojechałaś z chłopakami na mecz do Rzeszowa, pamiętasz?
-No pewnie.
-Ja nie pojechałem, bo miałem kontuzję, wtedy on mnie odwiedził...
-Ale kto? - nie miałam pojęcia o kogo mu chodzi.
-Maciek, pytał o Ciebie.
-Andrzej, przecież wiesz, że to skończony rozdział.
-Zuzia on Cię kocha-powiedział akcentując ostatnie słowa.
-Gdyby kochał to wtedy nie ...
-Nie kończ. Wiem ile Cię to kosztuje, ale może to było faktycznie przypadkowe?
-Ja nie potrafię - powiedziałam kiwając przecząco głową.
-Jak to w dzieciństwie zawsze mówiliśmy?
-Do odważnych świat należy?
-No właśnie.
-To chyba nie w tym wypadku...

  Po rozmowie z Andrzejem wieczorem próbowałam zasnąć. Nic to nie dało. W mojej głowie znajdowały się słowa Wrony: "on Cię kocha". Miałam ogromny mętlik w głowie.
Kilka dni później wrócił Wojtek. Któregoś dnia przy wspólnej kolacji wypalił dwa słowa, które jeszcze bardziej ten mętlik pogłębiły. Słowa, które każda kobieta chciałaby usłyszeć, jednak to było za dużo dla mnie. Akurat teraz kiedy ni stąd ni zowąd pojawił się Maciek, a właściwie Andrzej z informacją o nim. Nie miałam pojęcia co mam z tym zrobić...


___________________________________
Takie coś ode mnie na dzisiaj.
Na początek gratulacje dla Kamila - naszego podwójnego mistrza olimpijskiego.
Gratulacje dla Justyny, która pomimo kontuzji wywalczyła złoto.
I gratulacje także dla Zbigniewa Bródki, który wywalczył złoto o 0,003 s . Niesamowite!
Mamy 4 medale i to złote! Coś pięknego!
Mam nadzieję, że pisząc dla Was w piątek epilog będę mogła również pogratulować Naszym skoczkom zdobycia medalu w drużynówce. Tak epilogu, trochę mi szkoda, ale cóż, każda historia się kiedyś kończy...

także do epilogu  piątku

Pozdrawiam Karolina 

piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 19

                      Rozdział 19

 Po kilku godzinach dojechaliśmy do Zakopanego pod Wielką Krokiew. Zgromadziło się tam jak zwykle z resztą bardzo dużo ludzi. Na szczęście miałam przepustki, więc dostaliśmy się w mniej zaludnione miejsce. Tam spotkałam starych znajomych; innych dziennikarzy, skoczków.
Po zawodach zobaczyłam Maćka, znów z tą dziewczyną. Gdy mnie zobaczył od razu do mnie podszedł:
-Cześć, już się zdecydowałaś?-powiedział z lekką ironią w głosie, na co ja zrobiłam szerokie oczy.
-Chyba na głowę upadłeś...
-Już nie chcesz ze mną być?-nie poznałam go, kiedyś zachowywał się zupełnie inaczej...
-Tak mniej więcej od pół roku...
-To po co przyjechałaś?-spytał, po czy do moich oczu napłynęły łzy.
-Żeby Ci powiedzieć, że Cię nienawidzę!-krzyknęłam, po czym szybko się odwróciłam i pobiegłam w stronę Wojtka. Nic nie musiałam mówić, wiedział, że jest mi źle, więc mocno wtulił mnie do siebie. Później wróciliśmy do Warszawy, nie miałam najmniejszej ochoty zostać tam dłużej. Zajechaliśmy w nocy, nie chciałam, żeby Włodi przeze mnie szukał w nocy hotelu, więc został u mnie. Następny dzień spędziliśmy spacerując, rozmawiając, wygłupiając się. Przy nim czułam się wyśmienicie.

                                                                  ***

   Zachowałem się jak skończony idiota. Kochałem ją. Nadal kocham, ale po tym co zrobiłem, zaprzepaściłem swoje najmniejsze szanse...Widziałem ją z tym siatkarzem, z pewnością są razem...
Zrobiłem tak, ze zdenerwowania po zepsutych skokach, a po nich jeszcze dowiedziałem się, że Julka jest w ciąży...


                                                            ***

    Tydzień później z samego rana sprawdziłam swoją pocztę. Zobaczyłam wiadomość od Resovii, że jeśli nadal zależy mi na pracy w klubie, to mam się stawić na następny dzień w Rzeszowie. W głębi duszy miałam nadzieję, że dostanę odpowiedź od klubu z Bełchatowa. Niby w Rzeszowie był Piotrek i Ola, ale w Bełchatowie Wojtek i Andrzej, którego znam od dzieciństwa. Nie myliłam się. Dwie godziny później dostałam telefon od Skry. Chociaż miałam się stawić dopiero na następny dzień, to od razu spakowałam się i pojechałam do Bełchatowa. Zatrzymałam się u Wojtka, który bardzo się ucieszył z tego, że prawdopodobnie będziemy razem pracować...
Następny dzień 
-I jak?-zapytał Wojtek, kiedy wychodziłam od pana Piechockiego. Nic więcej nie zdążył powiedzieć, bo od razu rzuciłam się mu na szyję.
-Czyli się pomęczymy jeszcze razem? - zapytał z szerokim uśmiechem.
-O tak-powiedziałam po czym poszliśmy na kawę uczcić mój sukces. Na nic więcej nie mogliśmy sobie pozwolić, bo popołudniu miał odbyć się trening, na którym też musiałam się pojawić...

Gdy doszliśmy do hali Wojtek poszedł się przebrać, a ja zawitałam do sztabu szkoleniowego. Po zapoznaniu się z nimi poszliśmy do zawodników.
Po treningu podszedł do mnie Andrzej:
-No proszę, proszę, nie przepuszczałem, że kiedyś będziemy razem pracować...-mówił z szerokim uśmiechem.
-A tak jakoś wyszło...
-Jak z Maćkiem? Dawno nie rozmawialiśmy.
-Nie z moim. To skończony rozdział.
-Musimy szczerze porozmawiać...
Po chwili podszedł do nas Wojtek.
-To ja już pójdę- powiedział lekko zmieszany Wrona.

Trzy tygodnie później wynosiłam ostatnie graty z mojego warszawskiego mieszkania. Pomagał mi Wojtek, Karol i jego dziewczyna, Ola, z którą się zaprzyjaźniłam w ostatnim czasie.
 A poza tym dwa tygodnie temu na świcie pojawił się pierworodny Nowakowskiego- Kacper Bartosz, słodziak z niego. Niestety przez ostatni miesiąc widziałam się z nimi tylko dwa razy, przed porodem Oli i kilka dni później, bo różniła nas niemała odległość od siebie... Czasami mi tego brakowało, ale każdy z nas miał swoje życie i trzeba było jakoś z tym sobie radzić...


_______________________________________________
Taki rozdział zagmatwany, ale trudno...
Dziś walentynki i z tej okazji chciałabym życzyć Wam przede wszystkim duuuuużo miłości i oczywiście Waszego wymarzonego księcia z bajki :)

To tyle, to niedzieli
Pozdrawiam Karolina 

niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 18

                           Rozdział 18


 Dwa tygodnie później czekałam już na włoskim lotnisku na samolot do Warszawy. Mój powrót zawdzięczałam w pewnym sensie Wojtkowi, który rozpoczął moje przemyślenia na temat powrotu do kraju.
Święta minęły bardzo szybko. Sylwester natomiast spędziłam w towarzystwie Wojtka na oglądaniu jakiś komedii i błąkaniu się po mieście, bo oboje nie mieliśmy ochoty na imprezę. O Maćku na razie nie chciałam mu wspominać.

Tydzień po moim powrocie złożyłam CV do Bełchatowa i Rzeszowa. Podjęłam również ważną decyzję: postanowiłam wybaczyć Maćkowi, ale jednak na poziomie przyjaciół. Nie miałam ochoty na nic więcej. Od czasu chrztu, czyli października, nękał mnie swoimi telefonami.

Któregoś mroźnego poranka obudził mnie dźwięk mojego telefonu. Podniosłam się z łóżka i spojrzałam na wyświetlacz, mimowolnie się uśmiechnęłam i odebrałam:
-Cześć, jutro będę w Warszawie. Mogę wpaść?
-No pewnie, tylko..
-Jeśli to jakiś problem...
-Nie, wcale. Tylko jutro chciałam gdzieś pojechać. Może potowarzysz mi?
-No pewnie z przyjemnością.-odpowiedział Wojtek.


   Postanowiłam razem z Włodkiem pojechać na skoki do Zakopanego. Tam właśnie chciałam porozmawiać z Maćkiem, wiedziałam, że nie będzie łatwo. Jadąc w stronę stolicy polskich gór rozpoczęłam rozmowę z Wojtkiem:
-Wiesz, kiedyś pytałeś o chłopaka, ale ja powiedziałam, że jest mi ciężko...
-No tak, ale ja to zrozumiałem.
-Wiem, ale chyba teraz mogę Ci to opowiedzieć.
-To może zatrzymamy się na stacji?-spytał i po chwili zaparkował na orlenowskim parkingu.
-No bo na początku poznaliśmy się na meczu w Spodku, wszystko było pięknie. Po paru miesiącach zostaliśmy parą. Przez jakiś czas byliśmy szczęśliwi i nie rozłączni, nie potrafiliśmy bez siebie żyć...Ale potem zaczęły się kłótnie o najmniejsze błahostki. Ja się denerwowałam, a on był zazdrosny o każdego chłopaka, z którym rozmawiałam. Któregoś dnia mocno się pokłóciliśmy, nie rozmawialiśmy tygodniami. W końcu postanowiłam po zawodach go przeprosić. Wtedy zobaczyłam go z jakąś dziewczyną. Całowali się na środku parku i bynajmniej nie wyglądało to na niewinny pocałunek. To bolało. Cholernie. Potem próbował się tłumaczyć, przepraszał, ale ja nie chciałam go znać. Do tej pory wydzwania. Postanowiłam zostać z nim w relacjach czysto przyjacielskich, dlatego tam teraz jadę...-łzy spłynęły mi po policzku.-Dziękuje Ci, że jesteś ze mną.
-Nie płacz już, przecież to nie Twoja wina-powiedział, po czym mocno mnie przytulił...


________________________________________
AAAA!!! Do tej pory jestem cała w euforii, aż mnie głowa boli. Kamil - mistrz olimpijski, Maciek - 7, a Janek - 13. Coś pięknego!!
Co do bloga, jeśli myślałyście, że to koniec Maćka w opowiadaniu to byłyście w błędzie, jeszcze się pojawi. Jeszcze jedna informacja może dla niektórych dobra, dla niektórych zła zostały 2 rozdziały i epilog.
Jeśli ktoś nie wiedział, to na drugim blogu pojawił się prolog. Serdecznie zapraszam :)
to chyba tyle
do piątku

Pozdrawiam Karolina 

piątek, 7 lutego 2014

Rozdział 17

                        Rozdział 17

 Dni pędziły jak oszalałe i ani się nie obejrzeliśmy, a już za dwa dni miała nastać wigilia. Razem z ciocią i Przemkiem zaplanowaliśmy, że tegoroczne święta spędzimy w Innsbrucku na nartach. Tłumaczyłam im, że umiem tylko trochę jeździć, ale oni byli nieugięci, stwierdzili, że mnie "doszkolą". Innsbruck znałam bardzo dobrze, choćby z zawodów Pucharu Świata w skokach-urokliwe miasto, szczególnie zimą...

Dwa dni później zakwaterowaliśmy się już w hotelu, przebraliśmy się i od razu wyruszyliśmy na stok. Ja chciałam najpierw odpocząć, ale oni mieli przewagę głosów.

Po kilku zjazdach szło mi coraz lepiej. Przemek i ciocia już poszli. Ja chciałam jeszcze zjechać, ten ostatni raz. Wszystko pięknie szło, aż tu nagle zjechałam z trasy i wywróciłam się.
-Ja pierdziele-mówiłam pod nosem, w oddali widziałam, że ktoś zmierzał w moim kierunku.
-Nic się pani nie stało?-zapytał widocznie słysząc jak mamrotam coś po polsku.
-Nie
-Może jednak pomogę?
-Jak pan chce...

  Gdy byliśmy już na dole zobaczyłam kogoś kogo kojarzyłam z siatkówką. Jednak nie potrafiłam sobie przypomnieć jak się nazywał.
-A ja chyba się jeszcze nie przedstawiłem- Wojtek jestem.
-Zuza, miło mi-wtedy mnie olśniło to był jeszcze mało znany Wojtek Włodarczyk.
-Mieszkasz tu?
-Niestety nie, w Maceracie,a Ty pewnie tak, zgadłam?
-No tak gram tutaj...Może wieczorem dasz zaprosić się na oprowadzenie po mieście?
-Z chęcią - odpowiedziałam.

...  Wieczór minął bardzo miło w towarzystwie Włodiego. Rozmawialiśmy trochę o mnie, trochę o nim, trochę o siatkówce, trochę o skokach. Dowiedziałam się, że od następnego sezonu będzie grał w Bełchatowie-niegdyś moim ulubionym klubie. Gdy pytał o chłopaka, odpowiedziałam mu, że to trudny dla mnie temat i może kiedyś dam radę mu to wszystko opowiedzieć. Powiedział, że nie będzie naciskał. Wymieniliśmy się numerami. Potem zapytał o coś co dało mi dużo do myślenia. Mianowicie: czy planuje wracać do Polski. Wtedy uświadomiłam sobie, że nie warto się gdzieś ukrywać przez nieudany związek. Jest tylu wspaniałych ludzi, moich przyjaciół, dla których watro wrócić. Czas zacząć nowy rozdział w swoim życiu...


                                                                 ***

Zuza wywarła na mnie ogromne wrażenie. Jednak, gdy mówiła, że ciężko jest jej opowiadać o byłym chłopaku, pomyślałem, że ten musiał ją mocno zranić...


                                                                ***

  Już zaczęłam wszystko planować. Jak wrócę do Polski to przydałoby się znaleźć jakąś pracę. Do skoków nie chciałam wracać, przynajmniej na razie...Siatkówka była kiedyś częścią mojego życia. Grałam, ciężko trenowałam. Wiem, co to znaczy słodycz zwycięstwa i gorycz porażki...Jednak przez cholerną kontuzję już nigdy nie postawiłam nogi na boisku...Nikomu o tym nie mówiłam, bo było to coś strasznego dla mnie. Postanowiłam wrócić do siatkówki, jednak nie jako gracz, tylko rzecznik prasowy jakieś drużyny. Zaplanowałam złożyć CV do Skry i Resovii. Pomyślałam: Co się wydarzy to się wydarzy, pół roku nauczyło mnie cieszyć z każdej błahostki...


___________________________________________
No i jest. Przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale rozdział pisany na szybko...
Jutro widzimy się tutaj na prologu :)

standardowo, do niedzieli

Pozdrawiam Karolina


niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 16

                        Rozdział 16

    Rano niechętnie wstałam, ubrałam się i poszłam na śniadanie. Potem dopakowałam ostatnie rzeczy i wyszłam przed hotel, gdzie czekał już Maciek:
-Śliczna jak zawsze-powiedział.
-Punktualny jak zawsze- chciałam być miła, więc darowałam sobie zbędne komentarze.
Po wpakowaniu walizki do samochodu jechaliśmy w ciszy, którą przerwał dźwięk mojego telefonu. Był to SMS od cioci "kiedy będę". Odpisałam po czym znów nastała głucha cisza, którą tym razem przerwał Maciek:
-A gdzie teraz mieszkasz?
-U cioci-odpowiedziałam krótko.
-A dokładniej?
-We Włoszech.
-A jeszcze dokładniej?
-Czy to ważne?
-Dla mnie bardzo.
-W Maceracie.
-Będę mógł Cię odwiedzić?
-Nie, na razie nie.
-Ale sama mówiłaś, że zostaniemy przyjaciółmi...
-Chyba nie jestem na to jeszcze gotowa...
-A kiedy przylecisz znowu?
-Za miesiąc, pół roku, rok, nie wiem...
-Zuzka, ale Ty nie wiesz jak mi  Ciebie brakuje...-powiedział Maniek, po czym szybko wysiadłam, bo na moje szczęście dojechaliśmy na krakowskie lotnisko- Balice.

...

-Na mnie już czas-powiedziałam i zmierzałam w kierunku odprawy.
-Nie pożegnasz się?-drogę zagrodził mi Maciek. Łza spłynęła mi po policzku, którą szybko otarł Maniek. Przytuliłam się do niego. Brakowało mi tego bezpieczeństwa w jego ramionach, tej bliskości. Bardzo za nim tęskniłam, ale chyba nie potrafiłam zapomnieć o ostatnich wydarzeniach...
-Kocham Cię-mówił Maciek, kiedy już oderwałam się od jego uścisku, a ja nie odpowiedziałam nic, tylko spuściłam głowę. Kiedy już odchodziłam usłyszałam:
-Proszę, uważaj na siebie.
Wiedziałam, że nadal coś do niego czuje, ale nie byłam  pewna, czy to nadal była miłość i nie potrafiłam się do tego przyznać...


___________________________________________
Czytam, piszę ten rozdział po raz kolejny i strasznie mi przykro... Jaka ja jestem okrutna...No ale cóż taka już moja wyobraźnia...
W kwestii nowego bloga znajdziecie go na tej stronie. Niby tam napisałam, że prolog napiszę jak skończę historię Maćka i Zuzy, ale z okazji tego, że zbliża się Olimpiada i moje urodziny to dodam prolog w sobotę, żebyście wiedzieli, czy opłaca się czekać i jak to będzie wyglądać...:)
Brawo dla Kamila za podwójne zwycięstwo w Willingen. Brawo dla naszych juniorów, którzy zdobyli złoto MŚ w drużynówce. Brawo dla Skry, która pewnie wygrała z Transferem :)
to chyba tyle.

Jak zawsze , do piątku

Pozdrawiam Karolina